środa, 11 listopada 2015

Hyperion; Dan Simmons

Gdybym miał wybrać dziesięć najlepszych książek z kategorii sci – fi, jakie czytałem w życiu, Hyperion byłby w tej dziesiątce. I choć z pierwszego czytania nie wyłapałem wszystkich wątków filozoficzno – mistycznych, kolejne lektury odsłaniały coraz więcej. Ostatnia, sprzed dwóch tygodni, utwierdziła mnie w przekonaniu, że to dzieło ponadczasowe, wciąż świeże i wspaniałe, w którym odnaleźć można niemal wszystko, co składa się na perfekcyjną powieść. Z niecierpliwością też czekam na zapowiedzianą ekranizację, która jednak co i rusz łapie obsuwy i obecnie jest chyba planowana gdzieś w okolicach 2017 roku.
Co najciekawsze, Hyperion nie ma jednolitej narracji ani akcji jako takiej. Obserwujemy siedmiu pielgrzymów podróżujących na planetę Hyperion. Pielgrzymują do Grobowców Czasu, tajemniczej struktury, która, ogólnie rzecz biorąc, "przybyła" z przyszłości. Wokół nich narosła legenda o niejakim Chyżwarze, kolczastym i czterorękim potworze który lubi nadziewać swoje ofiary na stalowe kolce jak dzierzba. Powstał nawet kościół czczący tegoż Chyżwara. Zresztą, w oryginale Chyżwar dzierzbą faktycznie jest czyli nazywa się Shrike, co dosłownie dzierzbę oznacza. Dzierzba to ptak o ciekawych zwyczajach: lubi nadziewać swoje jeszcze żywe ofiary na kolce krzewów lub na druty kolczaste wokół pastwisk. Pasuje? Pasuje.
Każdy z pielgrzymów opowiada swoją historię. Opowiadają o tym, co łączy ich z tajemniczym Chyżwarem, z Hyperionem oraz z Grobowcami Czasu. Pielgrzymów jest siedmiu: Kapłan, Żołnierz, Poeta, Uczony, Detektyw, Konsul i Kapitan, który nie zdąży opowiedzieć swojej historii. Każda z historii początkowo wydaje się niezwiązana ze sobą, ale to pozór. Simmons tka misterną sieć, naszpikowaną symbolami i zależnościami, niekoniecznie widocznymi na pierwszy rzut oka. Książka kipi od religijnych i filozoficznych rozważań, podanych ze smakiem, bez częstego w tym gatunku lania wody i moralizującego bełkotu. Simmons to nieludzko wręcz sprawny pisarz; to, co wyprawia w Hyperionie przyprawia o zawrót głowy. To, w jaki sposób wykorzystuje pewne, wydawałoby się, nielogiczne motywy (Drzewostatek, latające dywany czy odbudowana przez Sztuczną Inteligencję osobowość Johna Keatsa umieszczoną w ciele androida) i nadaje im sens czyni z niego mistrza układania w logiczną całość nijak nieprzystających elementów przy jednoczesnym zachowaniu literackiego mistrzostwa.
Co ciekawe, Hyperion nie zamyka niemal żadnego z wątków, jakie pojawiają się w opowieściach pielgrzymów. To książka, która jedynie zadaje pytania, całe mnóstwo pytań. Pielgrzymi docierają w końcu do Grobowców Czasu, ale tu książka się kończy. Na efekt ich pielgrzymki musimy poczekać do drugiego tomu.
Simmons jest nie tylko sprawnym rzemieślnikiem; Hyperion ma „to coś”, poetycką głębię, filozoficzny zamysł i nieposkromioną ciekawość . Z tą książką się żyje, a ona nieubłaganie żyje w tobie, dojrzewa i zmienia się. I wciąż jest. Raz przeczytana, nie odpuszcza, nie wychodzi z głowy.
I choć kolejne tomy nieco „spuszczają z tonu” jeśli chodzi o ową głębię, to nadal trzymają niesamowicie wysoki poziom z przebłyskami geniuszu i prawdziwej poezji. Ale o tym niebawem.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz