Gdybym miał wybrać dziesięć najlepszych książek z kategorii sci – fi,
jakie czytałem w życiu, Hyperion byłby
w tej dziesiątce. I choć z pierwszego czytania nie wyłapałem wszystkich wątków
filozoficzno – mistycznych, kolejne lektury odsłaniały coraz więcej. Ostatnia,
sprzed dwóch tygodni, utwierdziła mnie w przekonaniu, że to dzieło ponadczasowe,
wciąż świeże i wspaniałe, w którym odnaleźć można niemal wszystko, co składa
się na perfekcyjną powieść. Z niecierpliwością też czekam na zapowiedzianą
ekranizację, która jednak co i rusz łapie obsuwy i obecnie jest chyba planowana
gdzieś w okolicach 2017 roku.
Co najciekawsze, Hyperion nie ma jednolitej narracji ani akcji jako
takiej. Obserwujemy siedmiu pielgrzymów podróżujących na planetę Hyperion.
Pielgrzymują do Grobowców Czasu, tajemniczej struktury, która, ogólnie rzecz
biorąc, "przybyła" z przyszłości. Wokół nich narosła legenda o niejakim Chyżwarze,
kolczastym i czterorękim potworze który lubi nadziewać swoje ofiary na stalowe
kolce jak dzierzba. Powstał nawet kościół czczący tegoż Chyżwara. Zresztą, w oryginale Chyżwar dzierzbą faktycznie jest czyli
nazywa się Shrike, co dosłownie dzierzbę oznacza. Dzierzba to ptak o ciekawych
zwyczajach: lubi nadziewać swoje jeszcze żywe ofiary na kolce krzewów lub na
druty kolczaste wokół pastwisk. Pasuje? Pasuje.
Każdy z pielgrzymów opowiada swoją historię. Opowiadają o tym, co
łączy ich z tajemniczym Chyżwarem, z Hyperionem oraz z Grobowcami Czasu. Pielgrzymów
jest siedmiu: Kapłan, Żołnierz, Poeta, Uczony, Detektyw, Konsul i Kapitan,
który nie zdąży opowiedzieć swojej historii. Każda z historii początkowo wydaje
się niezwiązana ze sobą, ale to pozór. Simmons tka misterną sieć, naszpikowaną
symbolami i zależnościami, niekoniecznie widocznymi na pierwszy rzut oka.
Książka kipi od religijnych i filozoficznych rozważań, podanych ze smakiem, bez
częstego w tym gatunku lania wody i moralizującego bełkotu. Simmons to
nieludzko wręcz sprawny pisarz; to, co wyprawia w Hyperionie przyprawia o zawrót głowy. To, w jaki sposób
wykorzystuje pewne, wydawałoby się, nielogiczne motywy (Drzewostatek, latające
dywany czy odbudowana przez Sztuczną Inteligencję osobowość Johna Keatsa
umieszczoną w ciele androida) i nadaje im sens czyni z niego mistrza układania
w logiczną całość nijak nieprzystających elementów przy jednoczesnym zachowaniu
literackiego mistrzostwa.
Co ciekawe, Hyperion nie
zamyka niemal żadnego z wątków, jakie pojawiają się w opowieściach pielgrzymów.
To książka, która jedynie zadaje pytania, całe mnóstwo pytań. Pielgrzymi
docierają w końcu do Grobowców Czasu, ale tu książka się kończy. Na efekt ich
pielgrzymki musimy poczekać do drugiego tomu.
Simmons jest nie tylko sprawnym rzemieślnikiem; Hyperion ma „to coś”, poetycką głębię, filozoficzny zamysł i
nieposkromioną ciekawość . Z tą książką się żyje, a ona nieubłaganie żyje w
tobie, dojrzewa i zmienia się. I wciąż jest. Raz przeczytana, nie odpuszcza,
nie wychodzi z głowy.
I choć kolejne tomy nieco „spuszczają z tonu” jeśli chodzi o ową
głębię, to nadal trzymają niesamowicie wysoki poziom z przebłyskami geniuszu i
prawdziwej poezji. Ale o tym niebawem.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz