Ogólnie to jest tak, że mógłbym
żyć milion lat i tylko czytać książki i po tym milionie lat i tak znalazłbym
jakąś perłę, którą zwyczajnie przegapiłem. I nie tylko ja, bo Profesor Stoner (czy w wersji
oryginalnej po prostu Stoner) jest
książką, której prawie nikt nie zna. Z kimkolwiek bym nie rozmawiał może jedna osoba
na 10 zna to cudo a ja wymieniam ją jednym tchem jako „tę książkę, która
zmienia”. Ale nie cwaniakuję, bo sam przegapiłbym arcydzieło gdyby nie… Tom
Hanks.
Otóż, pewnego dnia wyszedłem
sobie po zakupy. Mam tu pod domem takiego miłego Carrefura z wiecznie
uśmiechniętą i miłą obsługą, która nigdy nie robi problemów z przyjęciem
butelek po piwie, szczególnie gdy mam paragon. I idąc po zwyczajowe zakupy w
punkcie gazetowym, który takie wapniaki jak ja nazywają jeszcze kioskiem ruchu, zobaczyłem wiszący w wystawowej szybie plakat z wielkim napisem: TO NAJLEPSZA
KSIĄŻKA JAKĄ CZYTAŁEM W ŻYCIU, NO PO PROSTU ARCYDZIEŁO – POLECAM, TOM HANKS. Czy jakoś tak...
Zaintrygowało mnie. Patrząc na
tytuł zrazu pomyślałem, że może to biografia Josha Homme’a. Tytuł by pasował. Tom
Hanks trochę mniej. Dodatkowego smaczku dodawał fakt, że autorem miał być niejaki
John Williams, więc odruchowo zacząłem nucić Marsz Imperialny. I tak jedno do
drugiego złożyło się w jedno wielkie „hmmmmmmmm!”.
Pierwsze, co się okazało to, że
książka została wydana w 1965 roku. Lepiej późno niż wcale.
Jest wiele książek, które opisują
rzeczy z pozoru nieciekawe i zwykłe; życia, o które nikt by się nawet nie
chciał potknąć, bohaterów, których by się nie zauważyło nawet gdyby stać z nimi
twarzą w twarz. Mnóstwo jest historii o ludziach którzy wybierają życie z
pozoru nie im przeznaczone bo czują jakiś wewnętrzny ogień, który każe im brnąć w rzeczy zupełnie do nich nie pasujące. Pozornie bez pasji i emocji; ot, taka
wycyzelowana proza jak wycyzelowane bywa życie niektórych nudziarzy. Czy można
ciekawie opisać życie prostego chłopca z Missouri który rusza w świat by studiować
przeznaczoną mu agronomię? Chłopak buntuje się przeciw swojemu przeznaczeniu;
pod wpływem Sonetu 73 Szekspira postanawia porzucić uprawę ziemi i zaczyna
studiować literaturę. Prowadzi odtąd życie akademickie, wypełnione duchowymi
wartościami. Gdzieś po drodze żeni się z „właściwą” kobietą której rodzina
odgradza go od własnej rodziny. W pracy konflikty, nawet chwilowe pozorne
ukojenie w ramionach kochanki nie kończy się dobrze; jedyną kobietę, która
zdawała się go rozumieć porzuca bez wyjaśnienia pod groźbą skandalu i końca kariery.
Córka wpada w alkoholizm i oddala się od niego. W końcu umiera i to umiera szczęśliwy, w przekonaniu, że pomimo niepowodzeń poświęcił się temu, co było dla niego
najważniejsze: literaturze.
Dlaczego streszczam akcję? Ano dlatego,
że nie ona jest tu najważniejsza.
Po pierwsze: słowa. To jednak z
najpiękniej napisanych książek jakie przeszły przez moje oczy. Po prostu
doskonała. Rzadko słowo „arcydzieło” pasuje tak dobrze do książki; tu pasuje
idealnie, bo i książka jest idealna.
Po drugie: mądrość. Zwykła,
ludzka mądrość jaka bije z jej stron. Subtelnie, bez żadnego narzucania się,
bez nachalnego głoszenia prawd oczywistych i ostatecznych. Po prostu mądra
książka o człowieku, który pokonuje wszystkie przeciwności losu ze stoickim
spokojem. Stoner jest bowiem postacią, która niczym, nomen omen, skała
przeciwstawia się wszystkim przeciwnościom losu. Jego życie zdaje się mieć
drugorzędne znaczenie. To jednak pozór, bowiem sakramentalne „żył i umarł”
tylko pozornie pasuje do postaci Stonera. Być może niektóre życia istnieją
tylko po to aby zostać opisane. Przywraca wiarę, że nawet z pozornie
nieciekawego życia można wyciągnąć esencję istnienia. Czyż W poszukiwaniu straconego czasu nie jest książką o gościu, który nie
może przewrócić się na drugi bok? Profesor
Stoner to jednak powieść na wskroś realistyczna choć jednocześnie magiczna.
Magiczna w ten sposób jak magiczne być może istnienie samotnego człowieka który jedyną
radość czerpie z literatury. Proza Williamsa przeszywa do głębi, obezwładnia
doskonałością warsztatu, zapiera dech. Rzadko zdarza mi się czytać coś, co aż
tak pochłonie, wsiąknie do głębi, nasyci słowami. Do takich książek się wraca,
do takich bohaterów się wraca. Książka na całe życie. Smutna i piękna, ale
jakże ludzka. Esencja życia. Tak po prostu.
P.S.: Chcę z tego miejsca bardzo,
bardzo serdecznie podziękować Tomowi Hanksowi. Jeśli ktoś kiedyś wpadnie na
pomysł ekranizacji niech Tom zagra główną rolę. Ja i tak widziałem jego twarz
czytając.

Brak komentarzy:
Prześlij komentarz