Duchowy spadkobierca Miasteczka
Twin Peaks? Owszem, autor w epilogu przyznaje, że
interesowało go stworzenie atmosfery podobnej do tej, która panowała w Miasteczku ale jednocześnie wymienia
jako inspiracje Z archiwum X oraz... Przystanek Alaska. Swoją drogą gdyby Przystanek Alaska okazał się mieć takie
zakończenie… Hmmm!
Znów tu należy postawić pytanie: czy da się coś jeszcze wycisnąć z
formuły, którą teoretycznie wszyscy doskonale znają? Czy można, opierając się
na schemacie wykorzystanym po tysiąckroć zbudować coś świeżego, co ma szansę
przetrwać? Odpowiedź na to pytanie jest tylko jedna: widocznie można, skoro się
udaje.
To nie jest duchowy spadkobierca Miasteczka
Twin Peaks, gdzie jest cholernie dobra kawa. Ethan Burke, główny bohater, w
niczym nie przypomina agenta Coopera, chyba najbardziej genialnego agenta w
dziejach telewizji ale też kina i ogólnie – całej popkultury. Jest raczej jego
ubogim kuzynem z drugiej ligi. Brak mu tego czegoś, co miał Cooper. Bohater
jest nakreślony zbyt szybko i zbyt prosto, jak bohater gry komputerowej, w
którą gra ktoś inny i robi to w denerwujący i nielogiczny czasem sposób. Mimo to ma zadatki aby stać się pełnokrwistą
postacią i jest szansa, że może serial to naprawi (bo jeszcze nie oglądałem
więc nie wiem).
Nie da się tej książki czytać w
całkowitym oderwaniu od tego, co działo się na ekranie przez ostatnie
trzydzieści lat. Właśnie, na ekranie (jej ekranizacja jest w sumie naturalną
konsekwencją tęsknoty dzieci w przedziale wiekowym 30 – 40 lat za takimi klimatami).
To chyba jedna z niewielu rzeczy, które w tak oczywisty sposób nawiązują do
telewizyjnych produkcji. Samo słowo „miasteczko” (które jednak jest tylko w
polskim tłumaczeniu, co oczywiste; Miasteczko
Twin Peaks było po prostu Twin Peaks,
nic więcej tak jak Wayward Pines jest
Wayward Pines) przywołuje oczywiste
skojarzenia.
No bo tak: mamy agenta który budzi się w tytułowym miasteczku, jest po
wypadku i niewiele pamięta. Nie ma dokumentów, nie ma pieniędzy. Starając się
dojść do ładu co jest i dlaczego właśnie jemu, odkrywa kilka interesujących
rzeczy, które postawią jego świat na głowie, z tajemniczym morderstwem włącznie.
Zakończenie natomiast jest strzałem z tak grubej rury, że ciężko mi było zabrać
się za drugi tom. Naprawdę. Żałowałem przez długi, długi moment, że tom drugi w
ogóle powstał, że leży tam i trzeba będzie go czytać po TAKIM zakończeniu. Wolałem
zostać w tym cudownym zawieszeniu, zupełnie jak w ostatnim odcinku wspominanego
namiętnie Twin Peaks, gdy agent
Cooper wali głową w lustro i już wiemy, że Bob dobrał się do jego duszy. I dalej
nic! Ale autor uparcie twierdzi, że Twin
Peaks potrzebuje kontynuacji i niejako nam to serwuje. I o ile do tej pory
byłem przekonany do potrzeby takowej, to teraz już nie jestem.
Wracając: motyw agenta z amnezją nie jest nowy i autor nie robi
rewolucji w temacie. Nie mniej tak umiejętnie rozkłada zwroty akcji, że nieraz
siedziałem, drapałem się po głowie i zmieniałem się w jedno wielkie WTF?! Takie
pozytywne WTF. Umie on, oj, umie przykuć uwagę. Umie zrobić z mózgu jesień
średniowiecza. Umie trzasnąć punkt kulminacyjny po którym wydaje się, że
koniec, można odetchnąć ale nie, jedziemy, dopiero się rozkręcam! Piękny strzał.
Prosty, przejrzysty językowo i zamotany fabularnie na tyle, by się przyjemnie
nie móc przez moment odnaleźć i podumać. Soczysty kryminał z suspensem nieoczekiwanie
zmienia się w soczyste… coś zaskakującego. Pycha!
I jeszcze jedno, co nie jest bez znaczenia. Autor, niejaki Blake Crouch, jest niemal moim rówieśnikiem. Jeśli
ktoś za młodu, tak jak autor oraz piszący te słowa ja, przerobił wszystkie Twin Peaksy, Archiwum X i Strefy mroku oraz tonę niszowej sci fi a
nieco później zdarzyło mu się grać z gry pokroju Alan Wake czy Bioshock to
się tu znajdzie jak u siebie. To jest to miejsce. Niech nie stoi w progu i
niech się nie gapi tylko czyta. Nie zawiedzie się.
I pamiętajcie, że Miasteczko Twin Peaks było swego czasu
reklamowane jako „horror sci – fi”. W przypadku tej książki to najlepszy
spojler jaki można sobie wyobrazić.
Małe post apo… eee…
scriptum. Są trzy tomy. Rozbijam recenzje na każdy osobno, bowiem czytając
drugi zdałem sobie sprawę, że będą to trzy zupełnie różne książki. Wszystko to,
co tu napisałem odnosi się do tomu pierwszego, który, mam wrażenie, miał być
zamkniętą historią. Ale nie jest i czy wyszło na zdrowie? O tym niebawem.

Brak komentarzy:
Prześlij komentarz